Nigdy nie jest za późno, żeby docenić to, co mamy
Po ostatnim sezonie pozostał mi ponad tysiąc pamiątkowych zdjęć... do posegregowania. Dość opornie mi to idzie, utknęłam na lipcu i za nic nie mogę przez niego przebrnąć, dlatego wykorzystałam nagły przypływ weny i spędziłam przy tym zajęciu ładnych parę godzin.
Przy tak ponurej pogodzie, gdy słońce wychodzi raz na 2 tygodnie takie słoneczne zdjęcia działają zdecydowanie antydepresyjnie. Co dziwne diametralnie zmienił się mój odbiór tychże zdjęć. Powiedzmy sobie... jest ich mnóstwo, na prawdę różnych, akurat w tym okresie kwitnień było niewiele, więc zdjęcia są trochę nudne - tylko ciernie i ciernie ;) Ale.. te zwykłe zdjęcia na prawdę mnie wzruszyły i zachwyciły. To był mój pierwszy sezon z tak dużą ilością mamilarii i wchodząc do foliaczka na prawdę sama nie wiedziałam na co mam patrzeć, trochę się w tym wszystkim zagubiłam, miałam problem żeby wszystkiego dopilnować jak należy. Czułam już przesyt i w sumie można powiedzieć miałam ich już trochę dosyć. Jak widać wystarczyło kilka miesięcy separacji żebym na nowo mogła zakochać się w kaktusach :)
To już piszę ja czekająca na kolejny sezon z niecierpliwością, bo odkryłam na nowo swoją pasję:
Chociaż kolekcja rozrasta się czasem w nieoczekiwanych kierunkach, to na prawdę lubię swoje rośliny - nawet te, które nie przypadły mi do gustu od pierwszego wejrzenia. Czasem wydaje mi się, że te niepozorne wkładają więcej wysiłku, żeby mnie zachwycić a kiedy już osiągają swój cel jest mi głupio, że nie od razu dostrzegłam ich urodę... Staram się w każdej doszukiwać jakichś mocnych stron, żeby nie było mi głupio kolejny raz. Kiedy dostaję jakieś maleństwo niewiele większe od pestki wiśni po prostu czekam i patrzę jak pięknieje na moich oczach. Jak one to robią, że zawsze wyrastają z nich piękne królewny?
Tymczasem wspomnienia z lipca - mamilarki od Rejdena wygrzewają się pod folią. Jakoś niezbyt słoneczne zdjęcia mi się wybrały...
To już piszę ja czekająca na kolejny sezon z niecierpliwością, bo odkryłam na nowo swoją pasję:
Chociaż kolekcja rozrasta się czasem w nieoczekiwanych kierunkach, to na prawdę lubię swoje rośliny - nawet te, które nie przypadły mi do gustu od pierwszego wejrzenia. Czasem wydaje mi się, że te niepozorne wkładają więcej wysiłku, żeby mnie zachwycić a kiedy już osiągają swój cel jest mi głupio, że nie od razu dostrzegłam ich urodę... Staram się w każdej doszukiwać jakichś mocnych stron, żeby nie było mi głupio kolejny raz. Kiedy dostaję jakieś maleństwo niewiele większe od pestki wiśni po prostu czekam i patrzę jak pięknieje na moich oczach. Jak one to robią, że zawsze wyrastają z nich piękne królewny?
Tymczasem wspomnienia z lipca - mamilarki od Rejdena wygrzewają się pod folią. Jakoś niezbyt słoneczne zdjęcia mi się wybrały...
Komentarze
Prześlij komentarz
Witaj! Co sądzisz o moim wpisie? O czym chcesz przeczytać, aby strona była jeszcze ciekawsza?