Challenge accepted

Jak wiecie nie dzielę roślin na lepsze i gorsze - pospolite "zwyklaki". Każdemu może podobać się coś innego, ale i czasy się zmieniają - to, co kiedyś każdy miał na parapecie po jakimś czasie okazuje się towarem deficytowym, bo u wielu osób po prostu dany gatunek przepadł (i "dawaj" poszukiwać tego rzadkiego gatunku). Jednak istnieje naturalny podział na rośliny łatwiejsze i trudniejsze w uprawie, chętnie kwitnące i chimeryczne. Przyznam szczerze (i pewnie jest to mój błąd), że wszystkie swoje mamilarki traktuję podobnie. Mają te same warunki, to samo podlewanie i nawożenie, te same opryski. Jedyny moment w którym różnicuję te powszechnie uznawane za bardziej wymagające jest chwila sadzenia. Mimo, że komponenty są te same dla roślin o wrażliwych korzeniach daję nieco mniej torfu względem pozostałych - jest to jedyne co je różni. Chłodne zimowanie (po którym spodziewam się "łąki" usłanej kwiatami) zweryfikuje mam nadzieję czy moje założenia są słuszne.

Straciłam (?) kilka lat obawiając się mamilarii, które powszechnie uznawane są za wymagające. Jednak w ostatnich sezonach staram się powoli wprowadzać je do kolekcji. W końcu jak długo można nie stawiać sobie wyzwań w imię być może irracjonalnego lęku? Pomyślałam, że czas i tak upłynie, jeżeli ich nie pozabijam w końcu muszą zakwitnąć (już samo osiągnięcie gotowości do kwitnienia zajmuje przecież jakiś czas, po co więc go marnować?).

Oto moja grupka "royals". Gatunki, które wymagają trochę więcej wysiłku niż statystyczna Mammillaria. Staram się realizować marzenia, w które nie wierzyłam, że się spełnią. W większości są to mamilarie wielkokwiatowe, czyli te najbardziej pożądane przez fanów rodzaju.

Mammillaria senilis 2 sezony u mnie. Czerwone kwiaty są moim wielkim marzeniem. W zestawieniu z białymi cierniami - to będzie prawdziwa kolorystyczna bomba <3
Mammillaria sanchez-mejoradae tegoroczny zakup, zdolna do kwitnienia. W jej przypadku urzekły mnie głównie ciernie, ale wianuszek byłby pięknym dopełnieniem całokształtu. Rośnie całkiem dobrze, więc mam nadzieję, że kwiaty to już kwestia (krótkiego) czasu. 
Mammillaria guelzowiana var. robustior  3 sezony u mnie, zdolna do kwitnienia, ale jak na razie wyprodukowała tylko odrost. Próbowała zakwitnąć zaraz po zakupie, ale przędziorki i wełnowce (tak, tak!), które dostałam gratis od sprzedawcy, skutecznie pokrzyżowały jej plany. I w tym momencie pojawia się pytanie, czy warto kupować od takiego sprzedawcy, który ma w sprzedaży interesujące gatunki, ale wiadomo, że będą gratisy w postaci szkodników. Dałam mu kolejną szansę i niestety sytuacja się powtórzyła.
Mammillaria guelzowiana SB 1160 Rodeo, Durango. Pierwszy sezon u mnie. Ten gatunek nie wyróżnia się jakoś specjalnie pod względem urody, ale kto pogardził by purpurowym kwiatem o średnicy 7 cm? Chyba nikt!
Mammillaria perezdelarosea również mamy za sobą 1 wspólny sezon. "Ładniejsza siostra kopciuszka" -  M. bombycina - nie należy do wielkokwiatowych, ale jest na prawdę piękna. Szczerze mówiąc zdjęcia nie są w stanie oddać tego piękna. Na mojej liście była M. perezdelarosae ssp. andersoniana, ale na prawdę nie żałuję a tą drugą jeszcze upoluję - w rzeczywistości też musi być jeszcze piękniejsza. 
Mammillaria bocasana cv FRED pierwszy sezon u mnie. To właśnie jeden z gatunków na, który "czaiłam się" od kilku sezonów, ale zawsze brakowało mi odwagi - i oto jest mój prywatny Fredzio! Jak ktoś kiedyś powiedział - jest taki paskudny, że aż piękny i to jest racja. Kwiaty w tym przypadku są ekstremalnie rzadkim zjawiskiem, ale i tak wiadomo, że nie są najważniejsze ;)
Mammillaria deherdtiana zakupiona w tym roku. Mój pierwszy szczepiony kaktus jednak nie uznaję tego typu hodowli, więc zdjęłam ją z podkładki i w tej chwili rośnie na własnych korzeniach. Kwiaty w odcieniach różu i fioletu to jest coś co bardzo lubię, więc czekam na nie z niecierpliwością zwłaszcza, że żółte pręciki zapowiadają się wyjątkowo dekoracyjnie.

W przypadku 2 poniższych jestem na siebie wściekła. Zbyt długo pozostawiłam je w substracie w którym je kupiłam - jakaś tam mieszanka, w końcu kupiłam od specjalisty. Myślałam, że skoro u niego rosły w tej "ziemi", to i u mnie będą. Nic bardziej mylnego. Przesadziłam je dopiero pod koniec sezonu, podczas którego nie urosły prawie wcale, a wręcz się skurczyły, korzonki nie były w najlepszej kondycji. Eh głupia ja! Tak bardzo bałam się je przesadzić (żeby im nie zaszkodzić - w końcu są bardziej kapryśne), że mało brakowało a wysłała bym je na tamten świat. Teraz rosną już w mojej mieszance i mam nadzieję, że w przyszłym sezonie nadrobią stracony czas :)


Mammillaria herrerae kwiat powinien być standardowy, czyli różowy. Pożyjemy, zobaczymy. Dopiero podczas przesadzania dowiedziałam się, że ma rzepowy korzeń - chyba nie dotarł do mnie jeszcze XXI wiek, żeby sprawdzać i takie informacje. Nieźle się zdziwiłam, bo była posadzona w zwykłej doniczce. Nie mam zbyt dużego doświadczenia z tego typu korzeniami i nie wiem czy mój wniosek jest słuszny, ale wydaje mi się, że jeżeli rzepa nie ma miejsca to roślina przestaje rosnąć (czyli jest odwrotnie niż przy  korzeniach wiązkowych). Dostała wyższą doniczkę, czas pokarze czy to w czymś pomogło.
Mammillaria napina Puebla na jej kwitnienie czekam z niecierpliwością. Ze zdjęć, które znalazłam w sieci wynika, że kwiaty są białe z różowym prążkiem, przy czym kolor prążka nie jest jednolity na całej długości płatka - ściemnia się w kierunku zewnętrznym. Tutaj również zaskoczył mnie rzepowy korzeń, ale to była tak mała i biedna rzepka, że jeszcze przez jakiś czas może rosnąć w standardowej doniczce.




Komentarze

Popularne posty